piątek, 19 kwietnia 2013

Wenecja, Werona, Mediolan, Reggio Emilia, Bolonia czyli wielkie włoskie obżarstwo!


Dzięki tanim liniom lotniczym, idei couchsurfingu, a przede wszystkim znajomym mogłam sobie pozwolić na wakacje w środku roku! Zwiedzanie odbywało się w trybie ekspresowym – w trzy dni, pięć miast. Właściwie sześć licząc nasz piękny Wrocław.

Pierwszym celem naszej wycieczki było miejsce niesamowite, czyli  Wenecja. Tutaj wielkie podziękowania dla Matteo, który zgodził się przygarnąć trzy bezdomne dziewczyny do swojego mieszkania, ukrytego w labiryncie wąskich uliczek.  Światło było idealne aby wpaść w fotograficzny szał. Każda ulica, każdy kanał wydawał się być warty uwiecznienia. Mateo natomiast okazał się nie tylko świetnym przewodnikiem, ale również genialnym kucharzem. Po 2 godzinnym pichceniu na stole pojawiły się:
  •   risotti gamberetti-zucchine ( risotto z krewetkami i cukinią) 
  • involtini asparagi prosciutto e provola al forno (szparagi zawijane w prosciutto i serze)
  •  asparagus frittata (fritatta ze szparagami)

Przechadzając  się po Wenecji nie można było nie wstąpić do lokalnej kafejki  na lampkę wina lub spritza (drink z aperol, winem i wodą gazowaną cieszący się we Włoszech wielką popularnością). Pyszne małe kanapeczki podawane z karczochami lub z  prosciutto doskonale zaspokoiły nasz niewielki głód. Gwarna w dzień Wenecja , nocą przeobraża się w miejsce ciche i spokojne. Nie ma samochodów, clubów, restauracje zamykane są o 24 (za wyjątkiem Piazza  Margerita gdzie można usiąść w barze aż do 2:00!). Jest tak cicho, że słychać jedynie obcasy własnych butów stukające o bruk.
W piątek, jedyny dzień w którym trzeba było skorzystać z transportu publicznego zaskoczył nas strajkiem kolei. Na szczęście udało nam się dotrzeć do Verony bez większych problemów.
Miasto Romea i Julii powitało nas ulewą. Ukryłyśmy się w McDonald’s pijąc włoskie cappuccino (we
Włoskich McDonald’s  Pani pyta czy życzymy sobie Americano czy Italiano). Już w połowie kubka deszcz ustąpił i ukazało się słońce. Ze względu na skromny budżet, na lunch zrobiłyśmy sobie piknik w paku. Chrupiące bagietki podane z prosciutto crudo, pomidorkami, majonezem i rucolą. Do tego białe wino 1,25 euro za butelkę. Niebo w gębie!
Czas nas jednak gonił, więc po godzinnych przygotowaniach w toalecie dworca głównego w Veronie  byłyśmy już w drodze do Mediolanu. Wystrojone jak to na miasto mody przystało ;) 
Z żalem muszę przyznać, że nie zobaczyłyśmy tutaj nic poza dworcem i strugami deszczu uderzającymi 
o szyby samochodu. Byłyśmy za to na włoskiej domówce u znajomych Marco. I tutaj kolejna pyszna niespodzianka! Makaron z domowym pesto oraz bakłażan zapiekany z pomidorami i parmezanem. To danie szczególnie przypadło do gustu Gosi, która od tej pory nie potrafiła mówić ani myśleć o niczym innym.Przepis zdobyłam później od mamy Marco, która przyjęła nas do swojego domu i ugościła cudownym lunchem na który podano:
  • mortadelę
  •  tagiatelle z sosem bolońskim
  •  kurczaka z mozarella w czosnkowej oliwie
  •  banany z truskawkami i pyszne espresso

Wymiana przepisów była zabawna, ponieważ ja non capito po włosku, a mama Marco po angielsku nie mówi. Jednak przy użyciu rąk i rekwizytów, z niewielką pomocą Marco, udało nam się dogadać. 

Świeże owoce

Nasz wyjazd brzmi jak jedno wielkie obżarstwo i rzeczywiście tak było. Ale jak tu nie spróbować wszystkiego skoro kuchnia włoska jest taka wspaniała! Ostatnia noc w Bolonii nie mogła się odbyć bez smakowych uniesień. Luca zabrał nas do swojej ulubionej pizzerii, która była tak pyszna, że każdy zjadł prawie całą. To jednak nie przeszkodziło nam w zjedzeniu lodów;)
Tak więc lekko zmęczone z odciskami u parę kilo cięższe wróciłyśmy z naszej wyprawy. Zdobyte przepisy będę systematycznie umieszczać. Wszystkim amatorom dobrej kuchni i czarujących zakątków gorąco polecam!





 


Erbazzone specjał w Reggio Emilia
Czekając na lunch
Prosciutto



Lunch w Veronie

1 komentarz:

  1. Erbazzone przepyszne!
    A taki lunch jak u Marco to mogłabym jadać codziennie:)

    OdpowiedzUsuń